Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cargo: Dla zapachu spalonej gumy płacą mandaty

Justyna Koszewska
Cargo: Dla zapachu spalonej gumy płacą mandaty
Cargo: Dla zapachu spalonej gumy płacą mandaty Szymon Starnawski
Ryk silników, pisk opon, dym, opary spalin. I setki młodych ludzi. Tak wyglądają spotkania drifterów z Cargo na Okęciu.

Cargo: Dla zapachu spalonej gumy płacą mandaty


Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]


Do 2013 roku warszawscy fani motoryzacji spotykali się na parkingu przy Wirażowej na warszawskim Cargo. Od tego miejsca przyjęli swoją nieformalną nazwę. Tam nie tylko kręcili kółka, ale stawali do wyścigów. Czasem ich auta pędziły ponad 200 km na godzinę. Przed wjazdem ustawiono jednak bramki i zatrudniono ochronę.

Ale młodzi pasjonaci nadal spotykają się, by sprawdzać moc swoich aut. - Cargo przestało być już miejscem, jednak nadal istnieje. Bo to coś więcej niż same wyścigi. Przyjeżdża się tu dla pasji, aby spotkać się z motoryzacyjnymi zapaleńcami. Cargo tworzą ludzie, to społeczność. Nie jest ważne miejsce - przekonuje 21-letni Łukasz, od kilku lat uczestniczący w wyścigach.

Na potwierdzenie słów Łukasza, ciekawą historię przytacza inny uczestnik Cargo.
- Pamiętam taką sytuację, kiedy na wyścigu pojawiła się policja i jeden z chłopaków dostał 500 zł mandatu za palenie gumy. Nie miał takich pieniędzy. Jednak reszta zgromadzonych osób od razu zrobiła zbiórkę i chłopak miał na zapłacenie mandatu - wspomina Kwiateq. Cargo można więc uznać za jedną, wielką rodzinę, która zawsze trzyma się razem.

Drifterzy bez problemu są w stanie bardzo szybko przygotować się na kolejne spotkanie w dowolnym miejscu. Wszystko za pośrednictwem Internetu. Dają sygnał, że trzeba się spotkać i od razu ktoś oferuje, że przywiezie lampy do oświetlenia placu, ktoś daje do dyspozycji agregat prądotwórczy. Organizacja takich spotkań staje się łatwiejsza, kiedy ma się kilka tysięcy polubień na Facebooku. - Na Wirażowej rzeczywiści auta się ścigały, teraz nie ma mowy o prawdziwych zawodach. Brakuje tu miejsca. Nie jesteśmy szaleńcami - opowiada Adam, wielbiciel motorów i częsty uczestnik Cargo.

Frekwencja faktycznie jest imponująca. Cargo potrafi zgromadzić nawet 400 aut. Ludzie wciąż się spotykają, bo chcą wymienić się doświadczeniami, a także porozmawiać o technicznych szczegółach, nowościach w tuningu, ciekawych rozwiązaniach.

- Do driftowania, czyli zabawy autem w poślizgu, wystarczy kupić auto za 5 tysięcy - mówi Kwiateq. - Jednak większość aut na Cargo jest gruntownie przerabiana. Podrasowany silnik, zmieniony układu wydechowy i układu chłodzenia oraz wymiana opon to podstawa. Uczestnicy Cargo tłumaczą, że potrzebują miejsca, gdzie mogą się wyszaleć i sprawdzić swoje możliwości w miarę bezpiecznym miejscu.

Czytaj też: Drifterzy charytatywnie, Warszawa. Ryk silników, kłęby spalin i efektowne pokazy [ZDJĘCIA, WIDEO]

A co z bezpieczeństwem? Kierowcy ścigając się lub driftując, balansują często na granicy ryzyka. Samochody wykonujące widowiskowe przejazdy niekiedy od publiczności dzielą metry.
- Od lat nie było żadnego groźniejszego wypadku - mówią zgodnie uczestnicy spotkań. - Oczywiście zdarzają się niegroźne stłuczki i przytarcia, ale każdy z uczestników wie, że jest takie ryzyko.

Te argumenty nie przekonują jednak policji. Co prawda nie ma w przepisach sformułowania o nielegalnych wyścigach ani nielegalnym driftowaniu, ale funkcjonariusze walczą z tym zjawiskiem. Uważają, że młodzi kierowcy zachowują się nieodpowiedzialnie i stwarzają zagrożenie. Dlatego zdarzały się naloty na ich spotkania na Wirażowej. Uczestnicy dostawali mandaty, a niektórym zabierane były dowody rejestracyjne.

Aspirant Robert Opas z Komedy Stołecznej Policji podkreśla, że karani są kierowcy, którzy złamali prawo, a więc np. przekraczający dozwolona prędkość. - Często zdarza się, że auta biorące udział w tych spotkaniach nie spełniają warunków technicznych dopuszczających je do ruchu - mówił w 2013 roku Opas.

Drifterzy z kolei uważają, że policja się na nich uwzięła. Bywało tak, że policjanci ustawiali się przy wyjazdach z parkingu i wlepiali mandaty za każde najdrobniejsze wykroczenie, np. za minimalnie za mały bieżnik czy przeterminowaną gaśnicę. Wnikliwe kontrole trwały czasami kilkadziesiąt minut. Ale Kwiateq zapewnia, że to nie robi na nich wrażenia. - Jeżeli ktoś ma pasję, to jeden, dwa czy nawet pięć mandatów go nie zniechęcą.


od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto